Kraina mlekiem płynąca...


Malutka Ewunia ;)


Ulubione pytanie przyszłych i świeżych mam "a będziesz karmić/karmisz piersią?"




Myślę, że jest to indywidualna sprawa każdej z nas. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym dłużej. Nie analizowałam wszelkich za lub przeciw. Uważałam to bardziej jako coś naturalnego... jeśli mój organizm pozwoli na to, abym mogła karmić piersią, to tak, będę. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, ani w tym, że ktoś nie może lub po prostu nie decyduje się na karmienie piersią, lub kończy ten proces dużo wcześniej. Wiem, że robię to dla dobra własnego dziecka. Przyznaję, że nie raz miałam chwile zwątpienia, jednak przetrwałam i jestem z siebie dumna, to mój mały, prywatny sukces. Ile będę karmić? Nie wyznaczyłam sobie żadnej konkretnej daty. Zakładałam, że do 9 miesiąca będę karmić na pewno . Jesteśmy na etapie 6 miesiąca i rozszerzania diety. Były już próby nowych smaków, zapachów. Miluś oczami jadł wszystko to, co my. Aż serce pękało, gdy wodził takim błagalnym wzrokiem za rumianym udkiem z kurczaka lub pachnącą burakową. Cóż, póki co, musi zaspokoić się zaledwie kilkoma łyżeczkami jedno-smakowych papek.

Nasza droga mleczna była trochę kręta i wyboista. Nie, żebym narzekała na brak pokarmu. Wręcz przeciwnie. Mogłabym spokojnie nakarmić jeszcze pół osiedla. Nigdy nie spodziewałabym się, że ze mnie taka "dojna krowa" :) Pokaźnym biustem nigdy nie mogłam się afiszować, choć wiem, że nie ma to żadnego znaczenia, jeśli chodzi o ilość pokarmu. A jednak produkcja nie miała końca. Była to też zasługa Mila, który regularnie co godzinę lub częściej domagał się jedzonka, i tak przez 24h. Przez godzinę wisiał na cycu, przez kolejne 20 minut mamusia miała randkę z laktatorem, zdążyła tylko skorzystać z toalety i zamknąć oko na 5 minut, aby słyszeć "wielkie poruszenie" alarmujące o domaganiu sie następnego papu.
Po kilku dniach od porodu zaczęło się. Nawały pokarmu. W dzień, w nocy. W domu, w sklepie. Ogromna bolesność. Warto wtedy zaopatrzyć się w maści: Maltan i Purelan. Ulgę przyniosły nakładki silikonowe "nasutniki";) Polecam, mimo wielu negatywnych opinii. Był to też czas testowania wkładek laktacyjnych. Wypróbowałam wiele rodzajów, jednak dla mnie najlepszymi okazały się Johnsons. Najbardziej chłonne, nieprzemakalne przez dłuższy niż inne czas.. Przez pierwsze dwa tygodnie, ogarnięcie tych wszystkich nowości bylo nie lada wyzwaniem. Zanim organizm się przyzwyczaił do takiego trybu chodziłam jak zombie, oczy na zapałki i do przodu. Zadziwiające było dla mnie jednak to, że jestem w stanie normalnie  funkcjonować, przesypiając maksymalnie 2-3h w ciągu całej doby. Mało tego, miałam pokłady nigdy niekończącej się energii, wystarczył jeden mały uśmiech Tej filigranowej istoty. Nie korzystałam z chwili "wolnego", gdy moja niezastąpiona Mama zajmowała się Milanem, na drzemkę, bo miałam poczucie, że coś mnie ominie. Nie mogłam przestać obserwować, przyglądać się mojemu własnemu, prywatnemu cudowi. Cieszę się, że w pierwszym tygodniu po porodzie była przy mnie moja Mama. Nie chodzi nawet o pomoc fizyczną, ale o komfort psychiczny, o bliskość osoby, która pomoże w każdym momencie, która zrozumie bez słowa lub zrozumie potok słów. Miałam możliwość wyjścia na upragnione zakupy, z których wracałam obwieszona siatami z językiem na brodzie, stęskniona jak po co najmniej tygodniowej rozłące. Pierwszy, upragniony zakup - jeansy, yeah! Nie wiem dlaczego, bo właściwie dopiero od ok. 5 miesiąca jeansy były po prostu niewygodne, to w pamięci ciągle mam ból przeszywający duszę, za każdym razem, gdy przechodziłam obok wieszaków pełnych nowych modeli spodni. Wiem też, co to znaczy zapalenie piersi. Chociaż nie miałam książkowego, ze wszystkimi objawami, to taka dwu, trzy dniowa mega bolesność, która obejmowała cały bok, od kości obojczyka aż pod zebra. Przeszywający, palący ból. Nie mogłam się nawet dotknąć w tych okolicach, a co dopiero karmić ta piersią?! Jeeeeez! Pomagałam sobie gorącym prysznicem, który dawał chwilowe ukojenie. Tak, próbowałam, z każdej strony, polecany domowy sposób - okłady z liści kapusty. W moim przypadku nie czułam żadnej poprawy.   To były te momenty​, gdy chciałam się poddać. Tak po prostu, przestać karmić moje dziecko piersią. Z jednej strony myślałam, miliony dzieci na świecie są karmione mlekiem modyfikowanym i mają się dobrze, z drugiej jednak, mój charakter nie pozwalał mi się tak po prostu poddać. Dawało mi to poczucie więzi, bliskości, poczucie, że daje mu wszystko, co najlepsze, obopolne korzyści poczucie bezpieczeństwa, ciepło, miłość. Bywały też momenty, ku mojemu zdziwieniu, że wydawało się, że Mały się nie najada tak jakby laktacja przestała chulać. Wtedy na warsztat szła herbatka laktacyjna, duuuuzo wody i przystawianie do piersi w miarę możliwie często. Udało się. Trwamy, nie poddajemy się, choć inne smakołyki już wprowadzamy.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Proces gojenia

Never stop dreaming ♥️♥️♥️♥️♥️