Wspominki małe i duże. Poświęcenie, pasje, rozterki wewnętrzne.


  
















Jedni już wiedzą, inni zdążyli zaobserwować, dla kolejnych będzie nowością. 
Jestem mamą, szczęśliwą, dumną. Nigdy wcześniej nie czułam się bardziej szczęśliwa niż teraz. W macierzyństwie, moim skromnym zdaniem, sprawdzam się i spełniam w 99%, 1% pozostawiam doświadczonym matkom, które wiedzą wszystko, albo przynajmniej tak im się wydaje. 
Staram się być idealną mamą - dla mojego syna. To on kiedyś potwierdzi lub zaprzeczy. Gorąco liczę na to, że kiedyś powie, że wiele dzięki mnie zawdzięcza. Wcale nie mam na myśli rzeczy materialnych, ale wyższe wartości, których na co dzień na marne szukać. 
Kiedyś powiedziałam swojej mamie, że chciałabym wychować swoje dziecko tak, jak ona wychowała nas. Miała łzy w oczach. Teraz to rozumiem. Chyba każda matka chciałaby usłyszeć takie słowa z ust swojego dziecka. 
Staram się od samego początku nauczyć swoje dziecko miłości. Chcę, żeby ją czuł, widział i słyszał. Czy często mówicie komuś bliskiemu Kocham Cię? Niby niewiele, ale jak dużo znaczy. Serce rośnie, endorfiny buzują, zwykły, ponury dzień staje się jakiś inny, lepszy. A przytulenie? Daje poczucie bliskości, bezpieczeństwa, tworzy magiczną więź. Uśmiech? Ma wyjątkową moc, która potrafi największego ponuraka zarazić falą śmiechu. 
To, co dajesz, to do Ciebie wraca. Już teraz widzę to po swoim dziecku. Jego uśmiech wyraża więcej niż tysiąc słów, buziak na dzień dobry nieudolnie wycelowany w brodę zamiast w usta, tulenie się podczas wspólnych zabaw. Myślę, że na tym etapie mogę być z siebie zadowolona. Najważniejsze wypracowałam, poczucie bezpieczeństwa, miłości i okazywania uczuć. Na ile ten mały człowieczek rozumuje, a rozumie naprawdę zaskakująco dużo. 
Szczęście i satysfakcja z macierzyństwa swoją drogą. Jestem także kobietą. Kobietą, która ma swoje pasje i zamiłowania. Jak na samym początku nie miałam ani siły, ani czasu, aby myśleć o wyższych celach, tak z każdym tygodniem coraz bardziej mi czegoś brakowało. 
Po kilku miesiącach miałam możliwość wrócić choćby na chwilę do zabiegów, kontaktów z klientkami. Wtedy dopiero czułam, że tego brakuje mi najbardziej, uświadomiłam sobie, że nie potrafiłabym na dłuższą metę zrezygnować z tego zupełnie, zrozumiałam, że to, co robiłam wcześniej na co dzień, jest czymś, co sprawia mi ogromną radość i satysfakcję.
Byłam rozdarta wewnętrznie. Z jednej strony bardzo chciałabym wrócić do swoich pasji, z drugiej strony nie wyobrażałam sobie zostawić obcej osobie mojego malutkiego dziecka. Niestety nie mamy nikogo bliskiego na miejscu, tak, aby mógł zająć się Milankiem. Do żłobka nie chciałam go wysyłać, przynajmniej na początek. Znając historie i opinie znajomych to mimo tego, że wrócili do pracy, większość czasu jednak byli na zwolnieniu ze względu na częste choroby dziecka. Ja na to nie mogłabym sobie pozwolić, nie ta branża. Zdaję sobie sprawę z tego, że w naszym przypadku musiałoby być tak samo, ale jednak przy moim trybie pracy muszę mieć dzień zorganizowany, pewny. 
Długi czas pracowałam na silną więź z moim dzieckiem. Choć w pewnym sensie była ona naturalna to jednak dołożyłam wszelkich starań, aby pielęgnować nasze relacje. Byłam świadkiem jego rozwoju, nabywania nowych umiejętności, uczyłam, poznawaliśmy razem świat. I co teraz, gdy go zostawię, to obca osoba będzie dzieliła z nim wszystkie radości, to ona będzie uczyła go stawiać pierwsze kroki, będzie przy nim, gdy świadomie zacznie mówić? Ech.... Tysiące myśli. Jednak po długich zmaganiach z myślami przyszły też pozytywne wnioski. Największym szczęściem były pierwsze kroki postawione PRZY MNIE! 13 października pierwsze trzy kroki. Jakaż radość i duma rozpierała me serce. Kilka dni później coraz pewniej i z ogromną radością przemierzał szlaki salonów. To było tak naprawdę punktem zwrotnym. Uspokoiłam się i zrozumiałam, że takich chwil nikt mi nie zabierze. Moje dziecko rozwija się w swoim tempie i nie mam wpływu na to, jaki i kiedy zrobi postęp. Równie dobrze mogłabym wyjść na kilka godzin z domu, do lekarza, do sklepu, do fryzjera. A on akurat wtedy osiagnąłby swój siedmiomilowy krok. Mimo, że decyzję o powrocie do pracy podjęłam już wcześniej to w kwestii rozliczenia swojego sumienia wobec pozostawienia swojego dziecka nadal sprawy nie były uregulowane.
Nadszedł jednak moment, że ostatecznie postanowiłam wrócić do pracy na pełen etat. Dostałam świetna propozycję tworzenia nowego miejsca, w którym pokładam ogromne nadzieję, widzę w nim naprawdę duży potencjał. Jest to dla mnie duże wyzwanie. Ci z was, którzy są związani z branżą, wiedzą, że początki wszędzie są trudne. Tym bardziej przy takiej konkurencji, czyli nieustannie otwierającym się nowym salonie tuż za rogiem lub za ścianą. Myślę, że klientów starczy dla wszystkich, także niezdrowa konkurencja mogłaby być choć w niewielkiej mierze zażegnana 😕 Poza tym, każde miejsce jest inne, ma swój własny klimat, atmosferę, różnorodny team. To klient wybierze miejsce, w którym będzie się czuł najlepiej i ludzi, do których z chęcią będzie wracał po więcej "przyjemności". Ogromnie się cieszę, że będę budować wizerunek tego obiektu od samego początku, do którego serdecznie Was zapraszam, ale więcej szczegółów podam w niedalekiej przyszłości :)
Jestem podekscytowana, bardzo. Z drugiej strony, gdzieś wewnętrznie mam jednak pewne obawy. Oczywiście dotyczące powierzenia mojego dziecka obcej osobie. Znaleźliśmy nianię. Właściwie odbyło się to bardzo szybko. Wydaje się być odpowiednią osobą dla naszego dziecka, ale z tyłu głowy obawy będą mi towarzyszyły przez dłuższy czas... Dlatego najbliższy okres będzie dla nas wszystkich wyzwaniem. 
Cudowny rok za nami, a właściwie 13 miesięcy. Kiedy to zleciało?! Chwilo trwajjjjj! 

Jak wyglądał Wasz powrót do pracy? Czy miałyście podobne obawy? Czy może to ja, wrażliwa duszyczka zbyt emocjonalnie do tego podchodzę?! :) Dodaj mi trochę otuchy, bo będzie ciężko!





Komentarze

  1. Witaj Ewa, npiszę 5 punktów dzięki którym ja dałam sobie radę zostawiając moje roczne dziecko z nianią. Po pierwsze na początku musiałam udawać, że wszystko jest w porządku do momentu w którym w końcu dawałam sobie radę z tęsknota za moim dzieckiem.
    Miałam zawsze gotową odpowiedź, krótką i pozytywną, kiedy ktoś zapytał "cześć jak się masz?" zawsze odpowiadałam "Cieszę się że znów wróciłam do pracy" :-)
    Nie było łatwo, ale się udało!
    Po drugie daj sobie czas... pewnie pierwszy miesiąc będzie bardzo ciężki ale się nie dołuj. Zadzwoń do swojego partnera albo przyjaciela jeżeli potrzebujesz usłyszeć wsparcie.
    Po trzecie... pamiętaj że to co robisz jest najlepsze dla Ciebie i dla Twojej rodziny i że w ten sposób pomagasz zabezpieczyć swojemu dziecku lepsze życie :-)
    Po czwarte, pomyśl o tym jaki dajesz przykład swojemu dziecku - finansowo niezależną kobietę z karierą i aspiracjami :-)
    Po piąte, ciesz się tym cudownym uczuciem na koniec dnia kiedy znów będziesz mogła zobaczyć swoje Kochane Dzieciątko :-) Już nie powiem o przytulaskah, całuskach i gilgotkach :-)
    Jeszcze parę słów i już kończę ;-)
    Postaw zdjęcie swojego dziecka na swoim biurku. Poproś nianię żeby okazyjnie zrobiła i wysłała Tobie zdjęcia Milanka. To pomaga!!!
    Życzę z całego serca powodzenia. Napewno dasz sobie radę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa! :) Aż lżej na sercu się jakoś zrobiło :) na pewno spróbuję wcielić w życie te cenne wskazówki :) Pozdrawiam serdecznie, E. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Proces gojenia

Never stop dreaming ♥️♥️♥️♥️♥️